Sławomir Krenczyk: Polski atom i transformacja energetyczna w kontekście Europejskiego Zielonego Ładu

“Ślepa gałąź” rozwoju energetyki, za jaką w świetle zielonej rewolucji uchodzi technologia atomowa w oczach zwolenników radykalnych przemian, w polskich warunkach wydaje się nie mieć alternatywy. Czy Polska będzie w stanie zrealizować ambitny plan zamiany fundamentów systemu elektroenergetycznego z podstawy węglowej na atomową? A jeśli nie, to czy uda nam się osiągnąć neutralność klimatyczną bez atomu? Nie po raz pierwszy, obserwujemy, że krajowe plany gospodarcze pojawiają się z opóźnieniem lub są zbyt długo wdrażane, aby przynieść oczekiwane efekty gospodarcze i społeczne na oczekiwanym poziomie.

EXECUTIVE SUMMARY

1. Polska podejmuje kolejną próbę zbudowania własnej energetyki atomowej. Pierwszy reaktor miałby zostać oddany do użytku już w 2033 r. Docelowo atom powinien przejąć od węgla rolę podstawy i stabilizatora systemu.

2. W Europie trwa intensywna dyskusja o miejscu energetyki jądrowej w nowym, zielonym ładzie. Przeciwnicy dążą do jej całkowitego wyeliminowania (tzw. “ślepa gałąź”), zwolennicy wskazują, że atom jest najefektywniejszym i najtańszym dostępnym zeroemisyjny źródłem energii.

3. Chyba żadna technologia na świecie nie wywołuje tak silnych emocji społecznych. Wizja powtórki z Czarnobyla i Fukushimy oraz ograniczone zaufanie społeczne do naukowców i polityków stawiają przed branżą jądrową i polskim rządem bardzo trudne zadania komunikacyjne. 

4. Częściowa porażka programu wymiany starych źródeł węglowych na nowoczesne, wysokosprawne elektrownie oparte na tym paliwie wynikała z braku konsekwencji w działaniu polskich rządów oraz poważnych błędów w komunikacji strategicznej. W przypadku projektu atomowego będzie jeszcze trudniej. 

5. Alternatywą dla rezygnacji z planów atomowych w Polsce jest scenariusz nie do przyjęcia: brak niezależności energetycznej w średniej i długiej perspektywie oraz konieczność zaspokajania potrzeb poprzez import energii. 

W ciągu 10 lat polska elektrownia atomowa

“W najbliższych tygodniach rozpatrzony zostanie (…) plan rozwoju (…) przewidujący w ciągu najbliższego 10-lecia budowę pierwszej przemysłowej elektrowni jądrowej” – donosiło Życie Warszawy 13 lutego 1957 roku. W latach siedemdziesiątych w ówczesnym województwie pilskim planowano budowę elektrowni atomowej “Warta”, a 18 stycznia 1982 roku Rada Ministrów podjęła uchwałę o budowie Elektrowni Jądrowej Żarnowiec. Zgodnie z decyzją z 31 grudnia 1983, blok nr 1 EJ Żarnowiec miał być oddany do użytku w grudniu 1990, a blok numer 2 rok później. Wysiedlono mieszkańców wsi Kartoszyno, uchwalono prawo atomowe i rozpoczęto zakrojoną na dużą skalę budowę. Katastrofa w Czarnobylu, bankructwo PRLu oraz wola mieszkańców wyrażona w referendum spowodowała 17 grudnia 1990 roku postawienie projektu w stan likwidacji. Po prawie dwudziestu latach nastąpiło nowe otwarcie: 13 stycznia 2009 roku Rada Ministrów podjęła decyzję o rozpoczęciu prac nad nowym Programem Polskiej Energetyki Jądrowej. Ówczesna pełnomocnik rządu ds. energetyki jądrowej wskazywała nawet możliwy termin zakończenia budowy na rok 2020. Dlatego dziś, słuchając zapewnień o tym, że “w 2033 roku pierwszy polski reaktor będzie uruchomiony”, nie sposób uniknąć wątpliwości i wrażenia kolejnego “deja vu”.

”Zielona” szansa rozwojowa na skuteczną transformację 

Wyznaczając ambitny cel neutralności klimatycznej w 2050 r. Europejski Zielony Ład wskazuje sektorowi wytwarzania energii drogę dojścia poprzez bazowanie na źródłach odnawialnych i wycofanie w szybkim tempie generacji z paliw kopalnych. W pierwszym rzędzie dotyczy to węgla, w dalszej perspektywie także mniej emisyjnego gazu. Ogólne ramy traktatowe, uwzględniające również konieczność zapewnienia bezpieczeństwa dostaw i przystępność cenową energii dla konsumentów i przedsiębiorstw, dają państwom członkowskim możliwość konstruowania własnej, dostosowanej do realiów lokalnego rynku drogi dojścia do celu. Polska, dysponująca systemem elektroenergetycznym uzależnionym w największym stopniu od paliwa węglowego, staje przed wyzwaniem trudnym lub – wg sceptyków – wręcz niemożliwym do realizacji. 

Silny i sprawnie funkcjonujący sektor paliwowo-energetyczny to fundament rozwoju pozostałych dziedzin gospodarki kraju, element jej przewagi konkurencyjnej, a także warunek suwerenności energetycznej i bezpieczeństwa narodowego. Europejski Zielony Ład, pomimo związanego z nim pakietu niezwykle ambitnych celów klimatycznych oraz niewygodnych regulacji prawnych, należy traktować jako ogromną szansę rozwojową dla sektora, dającą impuls do skutecznego dokonania niezbędnej transformacji. Związane z celami neutralności klimatycznej narzędzia wsparcia finansowego, takie jak Fundusz Sprawiedliwej Transformacji, czy budżet Krajowego Planu Odbudowy otwierają nowe możliwości. 

W ostatnich trzech dekadach w krajowym planowaniu strategiczno – gospodarczym, dzieje się coś niepokojącego. W wielu przypadkach nieefektywnie wykorzystujemy posiadany potencjał i z dużym opóźnieniem reagujemy na megatrendy, szczególnie w zakresie postępu i wyścigu technologicznego. W efekcie krajowe sektory już na starcie rezygnują z pretendowania do roli trendsetera, stając się raczej „klientem” wdrażanych rozwiązań. Zasadą stało się kopiowanie punktowych rozwiązań inwestycyjnych, czy „modnych projektów”, często ukierunkowanych na uzyskanie krótkotrwałych korzyści, czy zaspokojenie oczekiwań określonych grup społecznych. Tego typu polityka gospodarcza, będąca do facto rodzajem układu klientelistycznego wobec innych zaawansowanych gospodarek, potentatów i partnerów, nie pozwala na optymalne wykorzystanie wysokiego potencjału rozwojowego kraju, który jest przecież największą gospodarką Europy Środkowo-Wschodniej i aspiruje do przyszłej roli jednego z najbogatszych w Europie i na świecie. W tym miejscu warto zadać pytanie, czy jesteśmy w stanie właściwie ocenić otoczenie polityczno-gospodarcze w jakim polska gospodarka funkcjonuje, łącznie z trendami oraz w jaki sposób definiujemy krajowy interes i cele strategiczne w perspektywie krótkoterminowej, średnioterminowej i długoterminowej. Być może deficyty w tym zakresie są jednym z istotnych elementów słabości i strategicznych ograniczeń, jakie obserwujemy w ostatnich dekadach.

Czy w perspektywie nowej, zielonej szansy tym razem zdobędziemy się na wysiłek i staniemy na wysokości zadania, aby następne pokolenia mogły korzystać z nowoczesnej infrastruktury energetycznej, która ma szansę powstać w ciągu najbliższych lat, dekad i zapewnić tak oczekiwany szybki rozwój gospodarczy i dobrobyt dla obywateli? A może znów wybierzemy znaną i pozornie pewniejszą drogę “dzielenia włosa na czworo” przy wdrażaniu i realizacji strategicznych projektów. Niestety, jej konsekwencją będzie uzależnienie się w większym stopniu od importu energii i surowców.

Polska droga do dekarbonizacji 

Pomimo gigantycznych nakładów inwestycyjnych w ostatniej dekadzie, podstawą bezpieczeństwa krajowego systemu wytwarzania energii elektrycznej wciąż są i w najbliższych latach pozostaną bloki spalające węgiel brunatny i kamienny. To w znakomitej większości zamortyzowana baza wytwórcza, pracująca w systemie od ponad 40 lat, niejednokrotnie modernizowana i dostosowywana do wyśrubowanych norm środowiskowych. Oddanie do eksploatacji w ostatnim czasie wysokosprawnych, ultranowoczesnych bloków węglowych klasy 1000 MW istotnie obniżyło bilans emisji CO2, zużycie surowca węglowego na jednostkę energii, a w efekcie koszty, zastępując przy tym  moce wycofywane wraz z najstarszymi blokami węglowymi. Jednak po roku 2025, co w energetyce oznacza “już jutro”, proces wycofywania zamortyzowanych, nierentownych bloków klasy 200, 360 i 500 MW ze względu na brak wsparcia z rynku mocy,  wysokie koszty eksploatacji i ceny uprawnień do emisji CO2, mocno przyśpieszy. Wg planów rządowych, opisanych w Polityce Energetycznej Polski do 2040 rola źródeł węglowych w krajowym miksie energetycznym będzie szybko spadać, osiągając w 2030 roku wartość 56%. Odstawiane moce mają zostać częściowo zastąpione przez intensywny rozwój źródeł odnawialnych, w tym rozproszonych. Moc zainstalowana, szczególnie w fotowoltaice, już rośnie wykładniczo, pobijając kolejne rekordy. W 2030 roku OZE mają osiągnąć minimum 32% udziału w produkcji energii elektrycznej netto. To cel ambitny, ale pozostaje pytanie o to, skąd wciąć resztę potrzebnej gospodarce energii. Jeśli nie chcemy doprowadzić do uzależnienia od importu, rolę podstawy systemu elektroenergetycznego po kolejnych wycofywanych elektrowniach węglowych muszą przejąć nowe jednostki (gazowe, jądrowe, a może wykorzystujące biomasę?). Muszą, gdyż jest mało prawdopodobne, że technologia magazynowania energii osiągnie dojrzałość oraz wymaganą skalę, aby móc stabilizować system. Zgodnie z PEP w latach 30-tych powinno powstać min. sześć bloków atomowych, a pierwszy z nich, o mocy 1-1,6 GW ma dostarczać energię do systemu już w 2033 roku.

Atomowa statystyka i plany rozwoju

Wg danych Międzynarodowej Agencji Energii Atomowej (IAEA) na koniec grudnia 2019, łączna, moc elektrowni atomowych na świecie wyniosła 392,1 GW. W 30 krajach funkcjonują 443 bloki energetyczne różnych typów. W ostatniej dekadzie, moc elektrowni jądrowych wzrosła o 23,2 GW poprzez budowę nowych jednostek lub rozbudowę istniejących. Liderami wykorzystania tej technologii do produkcji energii są Europa (zwłaszcza Francja), Ameryka Północna (USA) oraz Daleki Wschód (Chiny, Korea, Japonia). Najwięcej nowych mocy powstaje w Azji, w szczególności w Chinach, za największe moce odstawione w ostatnich latach odpowiada Europa (Niemcy) i Japonia. W Europie trwa obecnie budowa trzech nowych bloków jądrowych w Finlandii (Olkiluoto 3), Francji (Flamanville 3) i Wielkiej Brytanii (Hinkley Point C). Jednak ambicje w dążeniu do rozbudowy bezemisyjnych źródeł energii opartych o technologie nuklearne najnowszej generacji, oprócz Polski, coraz głośniej zgłaszają inne kraje Europy Środkowo-Wschodniej: Bułgaria, Czechy i Rumunia. 

Polska, jak już wspomniano, planuje dołączyć do atomowego klubu krajów wytwarzających energię z tego paliwa w latach 30-tych obecnego wieku. Obecnym celem Programu Polskiej Energetyki Jądrowej jest budowa 6-9 GW mocy zainstalowanej w energetyce jądrowej w oparciu o duże, sprawdzone reaktory PWR, w których zarówno moderatorem, jak i chłodziwem jest woda. Droga do osiągnięcia tego nie będzie łatwa na co wskazują doświadczenia ostatnich lat. Konieczne jest pozyskanie odpowiedniej technologii, gwarantującej efektywność i bezpieczeństwo, budowanie lokalnych kompetencji, prawnych uwarunkowań, wykształcenie specjalistów, a także zapewnienie całego systemu ciągłych dostaw paliwa i likwidacji odpadów. W perspektywie szacowanych na 30 mld USD kosztów budowy pierwszej polskiej elektrowni atomowej, co jest kwotą znacznie przerastającą łączną kapitalizację wszystkich krajowych spółek energetycznych, koniecznym jest również pozyskanie odpowiedniego kapitału inwestycyjnego. Jednym ze sposobów obniżenia kosztów i przyśpieszenia budowy jest zaangażowanie Skarbu Państwa, planowany  wybór jednej, wspólnej technologii reaktorowej dla wszystkich elektrowni oraz wybranie jednego współinwestora strategicznego powiązanego z dostawcą technologii. Przy tym rząd zakłada utrzymanie przez Skarb Państwa przynajmniej 51% udziałów w spółce. Nikt nie ma wątpliwości, że wybór takiego partnera ma charakter strategicznej decyzji państwa, powiązanej z zapewnienia bezpieczeństwa energetycznego. Stąd obserwujemy w ostatnich miesiącach przyspieszenie działań związanych z realizacją polskiego programu. Zaktualizowano harmonogram, skarb państwa odkupił udziały w spółce PGE EJ1, a w życie weszła umowa ze stroną amerykańską, dająca jej pierwszeństwo i 18 miesięcy na złożenie oferty. Zainteresowanie uczestnictwem w budowie polskiej elektronie atomowej oprócz Amerykanów wykazują Francuzi oraz Koreańczycy. 

Planowana do wdrożenia technologia to wielkoskalowe bloki z reaktorami wodno- ciśnieniowymi (PWR) o mocach rzędu 1000-1650 MWe netto. Jest to  najbardziej rozpowszechniony na świecie typ reaktora, a więc sprawdzone rozwiązanie, zapewniające większą konkurencyjność po stronie wyboru partnera oraz potencjalnie obniżające koszty eksploatacji. Nie bez znaczenia jest także brak awarii tego typu reaktorów w przeszłości. Skutkiem planowanego zastąpienia mocy węglowych atomem wg planów rządowych będzie pozostawienie systemu elektroenergetycznego w modelu, tj. scentralizowanym i skorelowanym z pozostałymi źródłami energii. A więc modelu, nie do końca zgodnym z wizją nowego, zielonego ładu, jaki preferuje Unia Europejska, wskazując konieczność dalszej silnej integracji i stworzenia jednolitego europejskiego rynku, w oparciu o centra w Monachium i Brukseli.

Europejska droga do neutralności klimatycznej 

Europejski Zielony Ład zakłada powstanie nowoczesnej, zasobooszczędnej i konkurencyjnej gospodarki, która do 2050 roku osiągnie zerowy poziom emisji gazów cieplarnianych netto i w której wzrost gospodarczy będzie oddzielony od wykorzystania zasobów naturalnych. Zwolennicy rozwoju technologii atomowej, z Międzynarodową Agencją Energii Atomowej na czele wskazują, że “zapewnia ona dostęp do czystej, niezawodnej i niedrogiej energii, łagodząc negatywne skutki zmiany klimatu”. Stanowi zatem znaczną część światowego miksu energetycznego (obecnie 10% produkcji energii na świecie pochodzi ze źródeł atomowych) i “oczekuje się, że jego wykorzystanie wzrośnie w nadchodzących dziesięcioleciach”, czytamy na stronach IEAE. Dlatego, jak wskazuje Polski Program Energetyki Jądrowej (PPEJ), “uwarunkowania w kontekście polskiej transformacji energetycznej wymuszają włączenie bezemisyjnej energetyki jądrowej do miksu energetycznego, jako podstawy zrównoważonego systemu elektroenergetycznego kraju”. Czy jednak polskie podejście uwzględnia wszystkie czynniki wskazane w Europejskim Zielonym Ładzie? A może plan dekarbonizacji poprzez rozwój energetyki nuklearnej wynika raczej z głębokiej nieufności do transformacji energetycznej forsowanej na poziomie UE, rozmijając się przez to z trendami w otoczeniu,  co w efekcie może doprowadzić do kolejnego strategicznej porażki? Takie sytuacje miały już miejsce niejednokrotnie, wystarczy wspomnieć projekt budowy „ostatniego bloku węglowego” w Ostrołęce. 

Europejskie otoczenie sprzyja zdecydowanie i przede wszystkim rozwojowi technologii źródeł odnawialnych i to w formule raczej rozproszonej. Jak pisze Komisja Europejska, “proces przechodzenia na czystą energię powinien angażować konsumentów i przynosić im korzyści” a nowe ramy infrastruktury energetycznej powinny “sprzyjać stosowaniu innowacyjnych technologii i infrastruktur, takich jak inteligentne sieci, sieci wodorowe, czy też wychwytywanie, składowanie i utylizacja dwutlenku węgla oraz magazynowanie energii”, a także umożliwiać integrację sektora. Zatem Europejskiemu Zielonemu Ładowi przyświeca wizja energetyki zintegrowanej w skali kontynentu, opartej zasadniczo o rozproszone źródła odnawialne, w której obecną rolę wielkoskalowych źródeł konwencjonalnych jako stabilizatorów systemowych przejmą inteligentne sieci, magazyny energii i rozbudowane systemy zarządzania cyfrowego. Rola technologii gazowej, traktowanej jako rozwiązanie przejściowe, polegać będzie w istocie raczej na wspieraniu procesów decentralizacyjnych w sektorze. 

Poza założeniami adresowanymi wprost do sektora energetycznego, Europejski Zielony Ład wskazuje pozostałym branżom kierunek gospodarki obiegu zamkniętego, w której priorytetem będzie ograniczenie zużycia materiałów i ich ponowne wykorzystanie. Ponadto Bruksela zapowiada rozszerzenie systemu ograniczającego emisje gazów cieplarnianych na nowe gałęzie gospodarki, w tym przemysł, ciepłownictwo domowe i transport. Wszystkie te założenia formułują wizję przyszłości, w której trudno doszukać się bezpośrednio analogii do  technologii atomowych. Mogą one uchodzić za konserwujące scentralizowany układ systemów energetycznych, zużywające zasoby i pozostawiające po procesach technologicznych odpady, co prawda w niewielkiej ilości, ale niebezpieczne i zagrażające otoczeniu przez całe stulecia. 

Emocje i problemy ze społeczną akceptacją atomu

Rozważając plany rozwoju energetyki jądrowej nie można nie pominąć aspektu społecznego, gdyż może on okazać się najistotniejszy. W Polsce duża część społeczeństwa, mająca więcej niż 40 lat ma w pamięci doświadczenie apokaliptycznego wręcz poczucia zagrożenia, jakie wywołała wiosną 1986 roku katastrofa w Czarnobylu. Klasyczne w systemie “realnego socjalizmu” ukrywanie faktów, zaprzeczanie czy wręcz publiczne kłamstwa dotyczące skali katastrofy i powstałego zagrożenia wpisały się trwale w wizerunek wysokiego ryzyka energetyki atomowej. Jak bardzo jest on do dziś żywy, pokazuje nie tylko ogromna popularność doskonałego serialu HBO “Czarnobyl”, czy poczytność takich pozycji jak “O północy w Czarnobylu” Adama Higginbothana, ale także pojawiająca się z różnym natężeniem niemal co roku, pod koniec kwietnia, plotka o kolejnej ukrywanej przez wschodnich sąsiadów awarii atomowej. 

Kolejnym potężnym ciosem dla sektora nuklearnego była katastrofa w japońskiej Fukushimie. O wiele nowocześniejsza, bezpieczniejsza i przede wszystkim prawidłowo zarządzana przez dobrze wyszkolonych specjalistów instalacja nie wytrzymała potężnego tsunami po trzęsieniu ziemi. W marcu 2011 roku okazało się, że energetyka atomowa może być zagrożeniem niezależnie od błędów ludzkich lub ich braku, nawet w przypadku zachowania najwyższych standardów bezpieczeństwa. Przy tym po raz kolejny powstały wątpliwości dotyczące ukrywania prawdziwej skali zdarzenia przed opinią publiczną, istotnie, kolejny raz podważając kwestie bezpieczeństwa instalacji atomowych i zaufanie społeczne dla menedżerów i naukowców zarządzających tymi instalacjami. Bezpośrednim skutkiem katastrofy w Japonii stało się przyśpieszenie wycofania się Niemiec z energetyki atomowej, a także podobne deklaracje w kilku innych krajach. O negatywnej sile wizerunku atomowego niebezpieczeństwa w skali światowej świadczy obecna reakcja na zapowiedź Japonii dotyczącej wypuszczenia do oceanu wody, wykorzystanej do chłodzenia reaktorów w Fukishimie. Fakty, a więc bieżące wypuszczanie do oceanu podobnie “skażonej” wody przez działające elektrownie chińskie czy koreańskie, zastosowanie najnowocześniejszych,  skutecznych metod oczyszczenia zmagazynowanej w Fukushimie wody i wreszcie  odczekanie 12 lat okresu połowicznego rozpadu trytu “na wszelki wypadek”, mają tu znaczenie drugorzędne. 

Potwierdzające tezę o bardzo wysokich standardach bezpieczeństwa technologii nuklearnych fakty, w tym w bezawaryjne funkcjonowanie prawie pół tysiąca istniejących na świecie elektrowni tego typu, stale są konfrontowane ze społecznymi emocjami i mitami. Intensywne działania komunikacyjne i promujące wizję niskoemisyjnej, stosunkowo taniej technologii wspierającej zieloną rewolucję póki co, przynoszą ograniczone efekty. Wciąż silniejszy bywa mit zagrożenia i braku zaufania do ekspertów. 

Wizje alternatywne: SMR i fuzja termojądrowa 

Wobec społecznych emocji związanych z tradycyjnymi technologiami nuklearnymi pojawiają się postulaty, by odłożyć decyzję do czasu kolejnych przełomów technologicznych. Skoro tyle czekaliśmy, to poczekajmy jeszcze kilka-kilkanaście lat, np. na pełną komercjalizację technologii SMR (Small Modular Reactor) lub kilka dekad do opanowanie fuzji termojądrowej. 

Jednym z celów wyścigu technologicznego wielkich mocarstw atomowych jest zbudowanie efektywnych ekonomicznie, bezpiecznych w użytkowaniu reaktorów modularnych (SMR). Takie urządzenia mogłyby pracować samodzielnie (pełniąc np. taką funkcję jak rosyjska pływająca elektrownia jądrowa Akademik Łomosow, zasilająca mocą 70 MW miasteczko Pevek na dalekiej północy) lub być łączone w zestawy zasilające bloki energetyczne o różnych mocach, w zależności od potrzeb. Szczególnie to drugie rozwiązanie dałoby ogromne możliwości wynikające z elastyczności w projektowaniu, budowie, konstruowaniu łańcuchów dostaw, eksploatacji, współpracy z sieciami i wreszcie likwidowaniu, a właściwie wymianie zużytych reaktorów. Światowy lider w pracach nad reaktorami modułowymi, amerykański projekt NuScale Power, planuje uruchomienie pierwszego modułowego bloku energetycznego, składającego się z 12 zintegrowanych reaktorów o łącznej mocy 720 MW w 2030 roku. Nad podobnymi rozwiązanymi pracują także Chińczycy (reaktor HTR-PM). 

Z kolei wizja wykorzystania przez ludzkość zjawiska fizycznego, które napędza słońce, fuzji termojądrowej, wydaje się prawdziwym energetycznym “świętym gralem”. Oznacza niemal w pełni bezpieczne pozyskiwanie ogromnej ilości energii z symbolicznego wsadu powszechnie dostępnych surowców, jakim są oceaniczna woda i zwykła glina przy emisji kompletnie obojętnego dla środowiska helu. Jednak droga do opanowania tej technologii jest jeszcze daleka, kontrolowane syntezy termojądrowe potrafimy wywoływać tylko na niewielką skalę w urządzeniach badawczych, ale i tam nie opanowano dotąd rozwiązań gwarantujących dodatni bilans energetyczny takiego procesu.  Rozwijany obecnie w Cadarache na południu Francji międzynarodowy projekt ITER (International Thermonuclear Experimental Reactor) zakłada pokonanie barier technologicznych i komercyjny dostęp do opracowanych rozwiązań przed 2050 rokiem. 

Biorąc pod uwagę, że to nie Polska wiedzie prym w rozwoju opisanych technologii, istnieje obawa, że to nie my będziemy pierwsi wdrażali na skalę przemysłową te rozwiązania. A gdyby nawet, to z pewnością w perspektywie kolejnych lat powstaną następne nowe obiecujące rozwiązania technologiczne, pierwsze prototypy laboratoryjne, które po komercjalizacji będą miały szansę wyprzeć z rynku „w niedługiej perspektywie” poprzednie. Zatem głosy o konieczności wstrzymania się z realizacją projektów i oczekiwania na nową generację rozwiązań, będą pojawiać się zawsze, a taki sposób myślenia wydaje się drogą do nikąd. 

Tymczasem taka opcja strategiczna w konkretnych polskich warunkach, oznacza zadowolenie się nowymi inwestycjami w generację gazową, o wiele mniej kapitałochłonną od atomu. Tymczasem gaz to paliwo tzw. przejściowe w transformacji energetycznej, zaledwie “krótkoterminowo akceptowane” przez Europejski Zielony Ład. Może się więc okazać, że bez atomu Polska pozostanie uzależniona od owego “krótkoterminowo akceptowalnego” rozwiązania przez następne kilkadziesiąt lat, stając w perspektywie kolejnego pokolenia przed kolejną koniecznością głębokiej transformacji. Z takim “gazowym” rozwiązaniem wiąże się import tego surowca na wielką skalę. Dobrze, że dywersyfikujemy kierunki dostaw, między innymi poprzez powstający Baltic Pipe, ale czy w wystarczających ilościach? 

Innym kierunkiem alternatywnym wobec atomu jest wyłączne oparcie się o rozproszone, w zdecydowanej części odnawialne źródła energii oraz ogromne inwestycje w rozbudowę inteligentnych sieci, które zdaniem zwolenników tego rozwiązania, zniwelują słabości niestabilnych OZE. Artykuł jest zbyt krótki, aby wdawać się w polemikę techniczną, wykazując słabość tego rozwiązania, argumenty specjalistyczne są dostępne w innych źródłach. Niemniej w ocenie autorów alternatywa ta ma charakter raczej eksperymentu i testu wytrzymałości systemu elektroenergetycznego i nie spełnia podstawowego warunku zapewnienia bezpiecznych dostaw energii do gospodarki. 

Recepta na niskoemisyjną własną energię. Pociąg, który już odjechał? 

Jak już wspomniano, jednym z problemów polskiej energetyki jest opóźnienie technologiczne i organizacyjne w stosunku do trendów zachodnich. Wynika ono z wielu czynników, a sprowadza się do tego, że przebudowę i przekształcenie systemu elektroenergetycznego na wielką skalę rozpoczęliśmy w czasie, w którym analogiczne procesy na zachód od naszego kraju były już mocno zaawansowane. Najlepszym przykładem jest przebudowa niemieckich aktywów węglowych, które w dużej mierze wymieniono na nowoczesne, wysokosprawne jednostki na początku lat dwutysięcznych. Proces zakończył się niedawno (nowo wybudowana elektrownia Datteln w Zagłębiu Ruhry 4 o mocy 1100 MW rozpoczęła działalność 30 maja 2020 roku), ale od wielu lat połączony był z realizacją strategii znanej pod nazwą Energiewende, cechującej się znaczącymi inwestycjami z źródła odnawialne z wykorzystaniem odpowiednich mechanizmów wsparcia finansowego. Jak wiadomo ten kierunek stał się dominujący w Europie, a najsilniejsza gospodarka Europy skutecznie “zaraziła” pozostałe kraje tym kierunkiem. 

Polska droga do przekształcania systemu w mniej emisyjny jest częściowo powtórzeniem działań niemieckich, tyle, że z przesunięciem czasowym o co najmniej dekadę, lub nawet dwie. Wielkie budowy nowych wysokosprawnych bloków na węgiel kamienny w Kozienicach, Opolu i Jaworznie (razem blisko 5 GW mocy, przy łącznej mocy źródeł energii zainstalowanej w polskim systemie elektroenergetycznym na poziomie prawie 50 GW na koniec 2020 roku i szczytowym zapotrzebowaniu  na energię przekraczającym 27 GW) zakończyły się dopiero pod koniec minionej dekady (2017, 2019, 2020). Podczas ich realizacji inwestorzy zmagali się z licznymi wyzwaniami, w tym z pogarszającymi się wskaźnikami rentowności głownie ze względu na wzrastające ceny uprawnień do emisji oraz niższe wykorzystanie mocy nowych bloków w systemie (wypieranych przez mającą priorytet energię zieloną). Niestety, w przeciwieństwie do niemieckiego podejścia budowania elektrowni węglowych w największej możliwej „ciszy medialnej”, przy równoczesnym powszechnym nagłaśnianiu zielonego zwrotu w kierunku OZE, w zakresie działań komunikacyjnych w Polsce przyjęto rozwiązanie niemal dokładnie odwrotne. Trudno założyć, że było to celowa strategia komunikacyjna, jakkolwiek została wykorzystana jako ostrze wymierzone politykę energetyczna kraju zarówno w czasach rządów, które rozpoczęły inwestycje w modernizację sektora w oparciu o niskoemisyjne wysokosprawne technologie, ciągle wykorzystujące węgiel jako paliwo strategiczne dla gospodarki polskiej, jak i ekipy kontynuujące tę politykę. Krytyka nasiliła się, gdy ustawowo spowolniono rozwój energetyki odnawialnej (tzw. ustawa odległościowa), a mocne akcentowanie dalszego wykorzystania węgla do produkcji energii było odczytywane jako krótkoterminowy ukłon wobec związanego z branżą węglową elektoratu. Ten stan rzeczy spolaryzował polską dysputę o kierunkach transformacji polskiego sektora elektroenergetycznego, sprowadzając ją do emocji, a nie merytorycznych dyskusji, które byłyby poparte wnikliwymi analizami i faktami. Zgodnie z dynamiką sporu politycznego, w który dyskusja się zamieniła, działania stron zradykalizowały się, generując ogromny szum medialny. Takie zamieszanie komunikacyjne to wymarzony scenariusz dla zwolenników rozwiązań radykalnych, których narracje w sposób naturalny mają silniejszą pozycję wyjściową i którzy lobbowali za rozwiązaniami korzystnymi dla konkurentów polskich państwowych firm energetycznych.  Dodatkowo, przy brak spójnego przekazu i stanowiska ze strony polskich władz, Unia Europejska konsekwentnie wykorzystała „szansę” na podniesienie ambitnych celów klimatycznych, włączając uzyskanie neutralności klimatycznej do 2050 roku oraz redukcję emisji CO2 do 55% w 2030 roku, co miało bezpośredni wpływ na dalszy wzrost cen uprawnień do emisji i ostatecznie przypieczętowało los projektu w Ostrołęce. Ostatnim elementem budującym obecny stan rzeczy okazała się pandemia i kryzys gospodarczy. Zjawiska te umocniły i przyspieszyły zielony zwrot Unii Europejskiej stawiając kraje nieco opóźnione w tym procesie, takie jak Polska, w sytuacji  praktycznie bez wyboru. W efekcie, plan wymiany przestarzałych, zamortyzowanych aktywów węglowych na nowocześniejsze, niskoemisyjne, udał się nad Wisłą tylko częściowo, a przed krajową energetyką pojawiło się widmo konieczności trwałego importu energii elektrycznej, w największej części pochodzącej od naszych zachodnich sąsiadów, posiadających wysokie nadwyżki w mocy zainstalowanej w źródłach węglowych, gazowych, nie wspominając o OZE. 

Patrząc na europejską wizję rozproszonej energetyki odnawialnej, dosyć jednoznaczne stanowisko opiniotwórczych środowisk europejskich dotyczących energetyki atomowej, a także doświadczenia nieco opóźnionych wobec trendu prób transformacji w Polsce, nie sposób nie zadać pytań o szanse powodzenia planu atomowego nad Wisłą. Czy stawianie dziś na atom, tak jak wczoraj na węgiel, nie okaże kolejnym ślepym zaułkiem? Czy brak rozsądnych, gwarantujących długoterminowo bezpieczeństwo i konkurencyjność krajowej gospodarki alternatyw będzie wystarczającym argumentem do działań mijających się oczekiwaniami Brukseli? Jak mądrze wykorzystać szanse, jakie daje Nowy Zielony Ład i włączyć jego narzędzia do wzmocnienia zrównoważonego rozwoju polskiego sektora paliwo-energetycznego? Co zrobić, by nie powtórzyć błędów komunikacyjnych i wizerunkowych związanych z realizacją alternatywnych wobec wielkich światowych graczy scenariuszy? To ważne wyzwania dla całego sektora, a także dla obecnego i kolejnych polskich rządów na najbliższe lata.

Sławomir Krenczyk

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *