Sławomir Krenczyk: “Rosyjski okręcie wojenny…” czyli derusyfikacja europejskiej energetyki

Rosyjska agresja podważyła fundamenty wieloletnich polityk energetycznych państw Europy, prawdopodobnie wymuszając ich głęboką przebudowę. Wizja szybkiego wyeliminowania węgla za pomocą taniego rosyjskiego gazu, dostarczanego Europie Zachodniej po niskiej cenie przez “nieco ekscentrycznego”, ale “zasadniczo wiarygodnego” Putina, rozpadła się jak domek z kart. Unia Europejska staje przed kluczowymi wyzwaniami: jak wyznaczyć nową drogę do neutralności klimatycznej w 2050? Czy możliwe jest zapewnienie odpowiednio dużych i tanich dostaw gazu z innych kierunków? I ile to wszystko będzie kosztowało społeczeństwo i gospodarkę? 

EXECUTIVE SUMMARY

1. Drastyczne sankcje gospodarcze, nałożone na Rosję, oznaczają zamrożenie lub nawet całkowite zakończenie projektu NordStream2. Chociaż Unia Europejska póki co (stan na dzień publikacji niniejszego tekstu) nie zablokowała importu surowców z Rosji, to utrata wiarygodności tego kraju trwale wpłynie na obniżenie zamówień gazu (i ropy) z tego kierunku. 

2. W UE rysuje się kilka scenariuszy alternatywnych. Opierają się one na założeniach przyspieszenia transformacji w kierunku pokrycia całości zapotrzebowania na energię przez źródła odnawialne, dywersyfikacji (i derusyfikacji) dostaw gazu, a także zwrotu ku energetyce atomowej. 

3. Opcje przyspieszenia transformacji i szybkiego zwrotu w kierunku stu procent OZE są atrakcyjne społecznie i uzasadnione z punktu widzenia troski o przyszłość planety. Rodzą jednak poważne problemy technologiczne i finansowe: skala kosztów takiego awaryjnego, ekspresowego “zazielenienia” Europy są dziś trudne do oszacowania. 

4. Analizując bilans ekonomiczny, geopolityczny i społeczny stojących przez Europą wyborów energetycznych widać zdecydowaną przewagę opcji proatomowej. W pełni dostępne, sprawdzone, bezpieczne i efektywne technologie mogą zapewnić całkowicie neutralną dla klimatu energię po akceptowalnej cenie, dlatego wydają się optymalnym rozwiązaniem. Niestety, w Europie nie ma w tej sprawie jednomyślności.  

Europa (nie)bezpieczna energetycznie 

Obserwując niektóre strategiczne decyzje polityczne, podejmowane w ostatnich latach i dekadach przez bogate państwa europejskie, można mieć wrażenie, że zauroczenie wizją końca historii, którą Francis Fukuyama przedstawił na początku lat 90tych trwało aż do 24 lutego 2022 roku. Europa planowała swoją przyszłość energetyczną na bazie ambitnych i szczytnych celów ochrony środowiska naturalnego, przesuwając na dalszy plan kwestie związane z konkurencyjnością gospodarki oraz bezpieczeństwem i niezależnością dostaw energii. Założono przy tym milcząco stałą poprawność stosunków z rosyjskim sąsiadem i możliwość realizowania “business as ususal” w każdych warunkach politycznych. Reakcja niektórych polityków zachodu na tragedię Ukrainy sprawia wrażenie, jakby starali się wypierać rzeczywistość, licząc, że zły sen się za chwilę skończy i będzie można wrócić do pięknych planów dostatniej, beztroskiej przyszłości.  

Powszechne dążenie do jak najszybszej dekarbonizacji, a także sięgająca tradycji lat 70tych ubiegłego wieku niemiecka polityka denuklearyzacji doprowadziły do radykalnego wzrostu znaczenia niestabilnych źródeł odnawialnych. Jednak pomimo gigantycznych nakładów i konsekwentnego realizowania unijnej potrzeby odgrywania roli światowego prymusa transformacji, dziś zaledwie (a może aż) 15 procent energii pierwotnej, wytwarzanej w Unii Europejskiej pochodzi ze źródeł odnawialnych. Istotnym skutkiem ubocznym procesów szybkiego odchodzenia od własnych surowców – głównie węgla kamiennego i brunatnego – stało się zwiększenie uzależnienia od paliw kopalnych, tyle, że eksportowanych. A właściwie od jednego eksportowanego paliwa, jakim jest rosyjski gaz. 

Gazowa pułapka Putina 

Upraszczając, unijny, ambitny plan dojścia do neutralności klimatycznej już w 2050 roku zakłada szybki rozwój mocy odnawialnych, zabezpieczonych stabilnymi źródłami, przede wszystkim gazowymi. Chociaż gaz także jest paliwem kopalnym, a jego wykorzystanie również emituje cieplarniany dwutlenek węgla (choć w mniejszej ilości od odpowiedników węglowych), uznano, że jego wykorzystanie będzie przez jakiś czas dopuszczone. Rosyjsko-niemieckie projekty Nord-Stream 1, Nord-Stream 2 (Morze Bałtyckie) oraz rosyjsko-turecki South Stream/TurkStream (Morze Czarne), miały zapewnić trwałe i bezpieczne dostawy dużych ilości surowca na potrzeby całej Europy. Przy okazji uniezależniając rosyjskiego eksportera i jego partnerów od państw Europy Środkowej, w tym Ukrainy i Polski. 

Realnym skutkiem tak skonstruowanej dekarbonizacji (oraz częściowej denuklearyzacji) Europy stało się zwiększenie zależności od importu i rusyfikacja kierunków dostaw surowców energetycznych. Bezpieczeństwo energetyczne kontynentu zostało oparte o dobrą wolę reżimu na Kremlu lub wiarę, że przedkłada on własny zysk ponad cele strategiczne państwa. Tymczasem już przygotowując wojnę w Ukrainie Kreml pokazał, że dostawy gazu to dla niego przede wszystkim broń, uderzająca w portfele Europejczyków. Rynkowe manipulacje Gazpromu z przełomu roku wywindowały ceny gazu w Europie, powodując liczone w setkach procent podwyżki u klientów końcowych w sytuacji, gdy ceny gazu w USA nie zmieniły się. Ale dopiero brutalna napaść na sąsiada spowodowała, że Europejczycy na serio zaczęli szukać rozwiązań alternatywnych.

Pytanie o genezę przyjęcia założenia, że rosyjski reżim nie traktuje projektów infrastruktury gazowej instrumentalnie, jako narzędzia politycznego, pozostaje otwarte. Trudno nie widzieć tu związków przyczynowo-skutkowych z gigantycznymi inwestycjami Gazpromu w dobrostan byłych polityków czy w “zabawki” Europejczyków takie jak piłka nożna. Próby pokazywania rzeczywistości w nieco innej perspektywie niż powszechny trend w nie były łatwe. Argumentacja związana z bezpieczeństwem energetycznym oraz sceptyczne poglądy dotyczące tempa i kierunku transformacji, w wielu środowiskach uznawane były do niedawna za “ukrytą opcję prowęglową”. Niestety, nie bez powodu, bo slogan bezpieczeństwa energetycznego wzięli sobie na sztandary krzykliwi reprezentanci  około-górniczych układów związkowo-biznesowych oraz uzależnieni od nich politycy. W efekcie, oś publicznego sporu, na poziomie dyskursu publicznego i medialnego, sprowadzono do wyboru pomiędzy rozwiązaniami proklimatycznymi, a niszczeniem środowiska. Tu nie było miejsca na racjonalną, stonowaną i rzetelną argumentację, a jedynie na doraźne, polityczne harce, bez refleksji średnio i długo terminowej. To dodatkowo wzmocniło efekt putinowskiej pułapki. 

Marzenie o w pełni odnawialnej przyszłości 

Terapia szokowa otrzeźwiła świat zachodu. W Europie ruszyły poszukiwania alternatywnych kierunków tak, by zastąpić deficyt dostaw ze wschodu. Możliwości nie brakuje, oprócz złóż na kontynencie i zasobów Norwegii, gaz można dostarczać drogą morską. Największym producentem tego surowca na świecie są Stany Zjednoczone, dużymi ilościami dysponują także Iran i Katar. Polska jest w stosunkowo dobrej sytuacji – już wcześniej podjęła istotne decyzje o budowie gazoportu w Świnoujściu oraz połączenia gazociągowego z Morzem Północnym (Baltic Pipe). Dzięki temu możemy dziś bez obaw myśleć o zakręceniu polsko-rosyjskiego gazociągu jamalskiego z końcem 2022 roku. 

Zastąpienie surowca rosyjskiego katarskim czy irańskim to dopiero półśrodek, bo przecież, jak już wskazano, wykorzystanie gazu wiąże się z emisją CO2. Dlatego Europa w kolejnym kroku myśli o jeszcze większym przyspieszeniu transformacji w kierunku całkowitego zaspokajania swoich potrzeb wyłącznie przez źródła odnawialne. Niemcy zadeklarowały nawet super ambitny plan osiągnięcia stu procent generacji z OZE już za 13 lat, w 2035 r. Pomijając kwestie kosztów finansowych i społecznych takiego przyspieszenia, dalszego wzrostu i tak wysokich cen energii, a także wątpliwości dotyczących wpływu na środowisko instalacji OZE na etapach produkcji i utylizacji, warto zwrócić uwagę na wciąż nie rozwiązany w skali systemowej podstawowy deficyt tych źródeł: są zależne od warunków naturalnych (pogody, pory dnia, hydrologii, geologii itp.) Ponieważ wciąż nie opracowaliśmy wystarczająco efektywnych technologii magazynowania energii, nie potrafimy zaspokoić potrzeb odbiorców bez stabilizujących system, sterowalnych elektrowni konwencjonalnych. W dającej się przewidzieć przyszłości źródła odnawialne będą musiały być wspierane innymi sprawdzonymi i stabilnymi technologiami wytwórczymi, aby zapewnić nieprzerwane dostawy energii elektrycznej do naszych fabryk i domów. 

Historia uczy nas ostrożnego podeście do “jedynie słusznych” idei oraz technologii. Bezpieczniejsze dla rozwoju i trwalsze okazują się zwykle rozwiązania posiadające odpowiednie alternatywy, wdrażane w racjonalny, ewolucyjny sposób. Nadmierne zaufanie i faworyzowanie jakiegoś kierunku często wywołuje przykre skutki uboczne. Dzisiejsze zaawansowane technologicznie rozwiązania wspierające efektywność OZE (technologie PV, elementy smart grid, a nawet AI) bazują na wykorzystaniu metali ziem rzadkich. Oprócz wątpliwości dotyczących konieczności importowania tych pierwiastków (często kosztem wojen i tragedii w krajach ich występowania), uzależnienie od takich surowców generuje poważne ryzyka, np. dotyczące zjawiska “wąskiego gardła”.

Renesans atomu

Istnieje rozwiązanie, które może z powodzeniem zastąpić węgiel i gaz, gwarantując dostęp do dużych ilości taniej energii w długiej, ponad 60-letniej perspektywie. Jest w pełni sterowalne, bezpieczne, nowoczesne i zeroemisyjne. Charakteryzuje się najmniejszym wpływem na środowisko naturalne, jeśli weźmiemy pod uwagę cały proces produkcji urządzeń, ich utylizację, długość życia instalacji oraz ilość wyprodukowanej energii. Tym źródłem jest oczywiście energia jądrowa. 

Wartość tej technologii przedstawiliśmy w analizie jej dotyczącej. Współczesne wielkoskalowe reaktory jądrowe, w tym oferowany Polsce reaktor generacji III+ o planowanej mocy 1-1,6 GW, są sprawdzonym technologicznie i w pełni bezpiecznym rozwiązaniem, gotowym do implementacji. 

Obok “dużego atomu”, przyśpieszył wyścig w kierunku “małych” elektrowni nuklearnych. SMR (Small Modular Reactors) oraz MMR (Micro Modular Reactors) to odpowiedzi na zapotrzebowanie przemysłu, technologie rozszerzające możliwości w zakresie tzw. rozproszonej generacji energii elektrycznej i ciepła lub pokrycia zapotrzebowania w miejscach z mniej rozwiniętą infrastrukturą sieciową. Producenci takich rozwiązań pracują nad uzyskaniem licencji, budową prototypów, a w kolejnym kroku ich komercjalizacją. Chociaż w kolejce po SMRy ustawiają się już pierwsi chętni, w tym polskie firmy, dopiero pod koniec dekady będziemy mogli więcej powiedzieć o dojrzałości tej technologii, sprawności, bezpieczeństwie i jej opłacalności.

W przeciwieństwie do SMR, MMR, czy jeszcze bardziej odległej perspektywy komercjalizacji fuzji jądrowej, wielkoskalowe elektrownie jądrowe działają już teraz, pełniąc rolę stabilizatorów systemów energetyczny i dostawców taniej energii w wielu krajach świata. W perspektywie rosyjskiej agresji, dostępna prawie od ręki, sprawdzona i neutralna klimatycznie energetyka atomowa może stać się najlepszym, najefektywniejszym i najtańszym sposobem na uzyskanie bezpieczeństwa energetycznego naszego kontynentu. I przy okazji na pozbawienie Rosji jej gazowej broni.

Sławomir Krenczyk

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *